Moja misja w szpitalu w Ostródzie

     Moja misja zaczęła się od wręczenia mi Decyzji od Wojewody Warmińsko-mazurskiego przez oddelegowanych do tego dwóch urzędniczek. Czekał mnie miesiąc pracy w nowym miejscu, wśród obcych mi ludzi, na nowym dla mnie oddziale szpitalnym, wśród chorych na covid 19 w Szpitalu Ostródzkim. Byłam pełna obaw, jak to będzie, czy podołam zadaniu. Ale oczywiście Pan nasz Jezus Chrystus czuwał nad zagubioną owieczką. Podarował dach nad głowa, w parafii Sw. Marcina u Ks. Romana Gałęzowskiego, dobrodzieja wielu sióstr katarzynek, a teraz i moim.  
A teraz kilka słów o tym jak wygląda mój dzień na dyżurze.

     Wszystko co robimy na oddziale objęte jest procedurami, czyli mówiąc prościej instrukcjami postepowania. Obecnie wszyscy pacjenci są samodzielni, chodzący, okresowo potrzebujący tlenoterapii. Po ubraniu się w specjalny kombinezon, podwójne jednorazowe rękawiczki i przyłbice wchodzimy na teren skarżony do pacjentów, wchodzimy tylko trzy razy przy okazji posiłków i tak wszystko synchronizujemy by podać jednocześnie leki, pobrać badania. Ponieważ każde wejście wiąże się ubieraniem uciążliwego kombinezonu pod którym pot płynie strumieniami, no i można zapomnieć o zaspokojeniu potrzeb fizjologicznych gdyż rozszczelnienie kombinezonu równa się zakażeniu. Co do personelu z którym przyszło mi pracować przez ten miesiąc, to wspaniali ludzie zarówno pielęgniarki jak i sami lekarze, przyjęli mnie od razu, choć z ciekawością.
     Choć do końca misji jeszcze trochę, to wiem że dzięki temu doświadczeniu zyskam nowe spojrzenie na otaczający mnie świat, okazje do bycia z innymi w nowy sposób. Co będzie po powrocie do zwykłej rutyny życia, nie wiem.
Wszystko polecam Bogu i bł. Matce Reginie!!!!!

                                                                                                                                siostra M. Dorota, pielęgniarka